sobota, 18 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ II

Patrzyłam na tego sms-a i zastanawiałam się jakim cudem Irwin zdobył mój numer.
Co za szmata! - krzyknęłam. - Pewnie grzebał mi w telefonie jak poszłam do toalety.
Kolejny raz przekonałam się, że ten chłopak to cham i prostak. Choć nic o nim nie wiedziałam, nienawidziłam go. Myśli, że jak jest w LA i ma ładną buźkę to może wszystko ze wszystkimi.
Od takich ludzi właśnie chciałam się odczepić i odciąć, a tu taka niespodzianka, że w tak krótkim czasie spotkałam takiego upierdliwego człowieka jakim był Ashton. Tak, wiem nie można oceniać ludzi, jeśli się ich nie zna, ale do cholery jasnej czasami nie da się znieść obecności takich stworzeń. Jeśli kiedyś jeszcze raz go spotkam, to mu chyba przywalę.


Nawet nie zorientowałam się, kiedy zamknęły mi się oczy i zasnęłam.

Dziś na szczęście nie szłam do pracy. Mogłam siedzieć cały dzień i nic nie robić, więc wstałam o jedenastej. Właściwie to nie wstałam sama, ale pomógł mi w tym głośny dźwięk wiertarki naszych sąsiadów z dołu. Przeklnęłam w duchu, przetarłam oczy i wciągnęłam kapcie na stopy.
- O, nasza zguba Gemma się znalazła. - tym razem moja kuzynka nie stała przy kuchence i nie robiła śniadania. Siedziała na kanapie z szerokim uśmiechem.
- Hej Lily! Jak się spało? Jesteś głodna? - zaczęła pytać, a uśmiech nadal nie schodził jej z twarzy.
- Dobrze, a śniadaniem się nie przejmuj, dzisiaj ja robię. - machnęłam ręką. - Jesteś pijana czy co? - nie codziennie spotyka się Gemmę tak bardzo wesołą, więc było to dla mnie podejrzane.
- Mam ochotę na jajecznicę ze szczypiorkiem, moja ty gosposio kochana. - posłała mi buziaka. - I nie, nie jestem pijana, tylko bardzo szczęśliwa.
- A co się takiego stało, że się aż tak cieszysz? Wygrałaś w Lotto? - podejrzewałam, że gdyby wygrała dużo forsy to wróciłaby do domu nachlana i śpiewałaby piosenki Lady Gaggi.
- Nie, to nie to. Spotkałam wczoraj Fajnego chłopaka i... - specjalnie nie dokończyła swojej wypowiedzi. Więc to były jej "ważne sprawy za miastem". ten chłopak musiał być naprawdę wyjątkowy, jeśli zawrócił w głowie tak niedostępnej dziewczynie, jaką była Gemma. Dystans do mężczyzn był chyba u nas rodzinny.
- Uuu.... Opowiadaj jak było. - usiadłam obok niej po turecku.\
- Spotkałam go w autobusie. Usiadł obok mnie, bo wszystkie inne miejsca było zajęte. Zauważył, że zgubiłam bilet i mi go dał. Potem rozmowa się rozkręciła i poszliśmy do parku. Siedzieliśmy tak z dwie godziny, wymieniliśmy się numerami i dzisiaj znowu się spotykamy! - Gemma prawie wykrzyczała ostatnie zdanie. Okej, cieszyłam się, że się zakochała, ale byłam pewna, że z czasem jej szczęście mi się znudzi i zacznie irytować.
- To fajnie, a jak ma na imię?
- Calum Hood. Jest przesłodki i jesteśmy w tym samym wieku. - oblizała usta i zalotnie odrzuciła włosy. Chyba go sobie wyobraziła. - A, i dzisiaj znowu nie będzie mnie cały dzień, więc znowu masz cały dom dla siebie.
- Muszę go poznać. Biedny chłopak tak się poświęca, żeby z tobą wytrzymać, Podziwiam go. - nie dało się ukryć sarkazmu i lekkiej wredoty.


Pół dnia zleciało mi na bezsensowne rzeczy. Tylko jedna z nich była zauważalna, bo posprzątałam trochę mieszkanie. W końcu pomyślałam, że jeśli Gemma ma się ze mną męczyć, to chociaż trochę jej ulżę. Ach, jaka ja dobra. Przyszło mi na myśl, żeby zaprosić Halsey, ale po chwili stwierdziłam, że chcę być dzisiaj sama. Czasem miała takie dni, że nie miałam ochoty nikogo widzieć i z nikim rozmawiać. Myślę, że wiele osób tak ma i to w pełni normalne. Miewały tak najczęściej osoby, z którymi życie sobie nie raz podrywało i, którym ludzie kojarzyli się tylko ze złamanym sercem, bólem i smutkiem. Taką osoba byłam właśnie ja - nigdy nierozumiana i niedoceniana Liliana Nowak. Zawsze stojąca z boku, cicha, szara myszka z rozwaloną psychiką.
Nagle z moich myśli wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Pierwszy raz odkąd tu przyjechałam usłyszałam dzwonek, który ogłaszał, że ktoś chciał nas odwiedzić. Wstałam z kanapy, przeglądnęłam się w lustrze i otworzyłam drzwi niespodziewanemu gościowi. Nigdy by, się nie spodziewała, że akurat ten ktoś raczy mnie odwiedzić.
Na przeciwko mnie stał uśmiechnięty Ashton Irwin. Od razu skoczyło mi ciśnienie i miałam ochotę uderzyć go w twarz, bo najwidoczniej mój adres też sobie spisał.
- Cześć Lily. - oparł się o framugę i poprawił włosy. Zastanawiałam się czy nie trzasnąć mu drzwiami przed nosem, ale postanowiłam, że najpierw go ochrzanię za grzebanie w moim telefonie.
- Co ty tu robisz? W ogóle skąd masz mój adres i numer?! - chciałam krzyknąć głośniej, ale nie chciałam mieć potem afery z sąsiadami.
- Trzeba było nie zostawiać swoich rzeczy na stoliku. Wiesz, jesteś taka ładna, a mnie tak kusiło, więc pozwoliłem sobie zajrzeć do twojego telefonu. - spohrzał się na mnie z chytrym uśmieszkiem takiego niegroźnego łobuza z podwórka. Widać, że lubił bajerować dziewczyny, ale na mnie takie gierki nie działały.
- Nie miałeś takiego prawa. Nie życzę sobie więcej sms-ów i odwiedzin, rozumiesz? - cały czas patrzył się w moje oczy, co mnie bardzo rozpraszało i powodowało, że język mi się plątał. Jeszcze nigdy nie widziałam takich zielono-orzechowych oczu.
- Ale musisz przyznać, że ucieszyłaś się jak dostałaś tego sms-a. Pewnie się śliniłaś do ekranu przez całą noc i nie mogłaś beze mnie wytrzymać. - ten idiota pogrywał sobie ze mną. Ale nie znał mnie i nie wiedział do czego jestem zdolna.
- To nie było ani oryginalne ani fajne. Żeby mi zaimponować musisz się bardziej postarać. - miałam nadzieję, że wyczuje sarkazm w tej wypowiedzi, ale po jego inteligencji nie liczyłam na cud.
- Dobra, następnym razem napiszę poemat na 69 stron i będę codziennie recytował ci go pod oknem. - był podekscytowany i zaczął gestykulować rękoma, ale nie za bardzo zwracałam na niego uwagę.
- Fajną liczbę wybrałeś. Mam dużo roboty, więc lepiej będzie jeśli już pójdziesz. - powiedziałam patrząc na swoje stopy. Chciałam jak najszybciej pozbyć się go z mieszkania, bo znowu dostawałam przez niego białej gorączki. Co za upierdliwy człowiek.
- Okej, to kiedy mam znowu do ciebie wpaść kotku? - w tym momencie nie wytrzymałam i wypchnęłam go za drzwi. Tego już było za wiele.
- Wcale nie przychodź! I nie mów do mnie kotku, debilu! - co on sobie wyobrażał... Niech idzie wciskać takie teksty komuś innemu.
- Jeju, przepraszam skarbie. - zrobił smutną minę i próbował mnie przytulić.
- Żegnam! - krzyknęłam tak głośno, że aż zabolało mnie gardło. Trzasnęłam drzwiami i złapałam się za głowę. Przyjdzie taki imbecyl i zepsuje ci cały dzień. Jak tak dalej pójdzie, będę musiała zmienić adres albo nazwisko.


W ciągu trzech godzin Irwin napisał do mnie szesnaście wiadomości i dzwonił siedem razy. Pisał, że przeprasza, że chce się spotkać, bla, bla, bla... Mógł wcześniej o tym pomyśleć, zanim zaczął udawać kasanowę.
Przez chwilę chciałam boleśnie zamordować mój telefon i wrzucić go do wanny, ale w sumie on nie był niczemu winny. Winny był mój mały pęcherz i arogancja Ashtona.
Wcześniej nigdy nie miałam chłopaka. Trochę bolało, kiedy dziewczyny mówiły z kim to one chodziły i z kim zerwały, a ja siedziałam ze spuszczoną głową.
W sumie nie dziwiłam się chłopakom, że nie zwracali na mnie uwagi, bo kto by wytrzymał albo kochał taką zakompleksioną łajzę z problemami psychicznymi. Fakt, że zakochiwałam się dosyć często, a potem bolało mnie serce i ryczałam, bo nie umiałam nikomu tego wyznać.
Pamiętam, że kiedyś byłam tak załamana i zdesperowana, że poszłam do psychologa. Ale tak jak się spodziewałam, on wcale mi nie pomógł. Wtedy ostatecznie zrozumiałam, że muszę radzić sobie z moimi problemami sama. Tak funkcjonowałam przez si8edemnaście lat. Od trzynastego roku życia liczyłam tylko dni, tygodnie, miesiące i lata do tych wymarzonych osiemnastych urodzin. Teraz okazało się, że nie jest aż tak bajkowo...


*oczami Ashtona*
Próbowałem dodzwonić się do Lily jakieś dwie godziny. Ciągle mnie ignorowała, ale kompletnie nie rozumiałem dlaczego. Chciałem tylko ją bliżej poznać, a ona robiła wielkie halo.
Co ja poradzę, że nie mogłem przestać myśleć o jej błękitnych oczach, długich ciemnobrązowych włosach, pięknych nogach i o całej reszcie. Czułem się dziwnie, kiedy jej nie widziałem.
Wydawała się tak niezwykła, ale tak tajemnicza i niedostępna, Nie miałem zamiaru dać jej spokoju. Nie mogłem dać takiej dziewczynie odejść...
Może i jestem upierdliwy, ale ja po prostu musiałem ją do siebie jakoś przekonać.
Napisałem jej dziś ostatniego już sms-a:

Przepraszam Lily. Mam nadzieję, że mi wybaczysz i będziemy mogli się spotkać.
Śpij dobrze :)
Ash



___________________________________________________________________________

I jak Wam się podoba? Myślicie, że Lily wybaczy Ashtonowi? I co będzie dalej z Gem i Calumem? Czekam na komentarze ;))

sobota, 11 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ I

Los Angeles. Minął już tydzień, od kiedy tu przyjechałam. zamieszkałam z Gemmą, zapoznałam się z okolicą i znalazłam pracę - byłam sprzedawczynią w sklepie z płytami. Fajna fucha. Zawsze lubiłam grzebać w szafkach i znajdować jakieś fajne stare płyty z cudowna muzyką.
Gemma jest świetną współlokatorką. O nic się nie czepiała i dawała mi wolną rękę. Pierwszy raz w życiu nikt nie truł mi tyłka i przypominał o takich rzeczach jak lekcje czy posprzątanie w pokoju.



Obudziłam się dosyć wcześnie, jak na mnie, bo rzadko wstaję z łóżka o ósmej rano. Chwile poleżałam i podeszłam do szafy wybrać jakieś ubrania na dzisiaj. Zdecydowałam się na czarne rurki i luźny T-shirt z AC/DC. Do tego glany i rozpuszczone włosy.
Zeszłam na dół do kuchni, żeby zjeść śniadanie. Na moje szczęście Gemma wstała wcześniej i wzięła się za smażenie pysznych naleśników.
- Dzień dobry. - powiedziałam do dziewczyny stojącej tyłem i w pełni pochłoniętej swoją pracą.
- Cześć. Wstałaś już? To do ciebie nie podobne, śpiochu.
- Tez jestem zdziwiona tym wydarzeniem. - odpowiedziałam z lekkim sarkazmem.
- Dobra, siadaj już. Śniadanie gotowe. Nie chcę się przechwalać, ale naleśniki wyszły wyborne.
- Już, już. Tak poza tym, naleśniki zawsze są przepyszne. - nalałam do szklanki sok pomarańczowy i usiadłam na przeciwko Gemmy.
- Ranisz moje uczucia. - powiedziała z udawanym smutkiem na twarzy.
- Oj wiem, ale kogoś muszę czasami pownerwiać. - próbowałam się tłumaczyć.
- Co mnie podkusiło, żeby cię do mnie zapraszać... - powiedziała zrezygnowanym głosem. - Masz na dzisiaj jakieś plany?
- Pracuję do trzynastej, a potem chyba pójdę na miasto. - chciałam odwiedzić pewną restaurację, bo podobno serwowali tam świetne Spaghetti. A ja kocham Spaghetti.
- Mnie nie będzie, tak około do dwudziestej trzeciej, bo muszę załatwić parę spraw za miastem. - powiedziała smarując naleśnika dżemem.
- Poradzę sobie, bez obaw.



Siedziałam w pracy już trzy godziny. Miałam zmianę z dziewczyna o imieniu Halsey. Przez te kilka dni zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić i można powiedzieć, że to była moja przyjaciółka. Okazała się naprawdę fajną i miła osobą z mocnym charakterem.
- Może chciałabyś pójść ze mną do tej restauracji na rogu? - zapytałam Halsey.
- Sory, ale dziś nie mogę. Może innym razem. - odrzuciła włosy na plecy i spojrzała na mnie przepraszająco.
- Spoko rozumiem. - będę musiała iść sama.
- Kiedyś ci to wynagrodzę kochana. - odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna.
- Trzymam cię za słowo. - puściłam do niej oczko.



Wróciłam do mieszkania. W drzwi wetchnięta była ulotka z napisem: "najlepsze maseczki liftingujące w kraju!". Jak na razie nie potrzebuje ich używać, więc wyrzuciłam świstek papieru do kosza.
Rozczesałam włosy i przejechałam po ustach czerwona szminką. Jestem gotowa do wyjścia - powiedziałam sama do siebie.
Wzięłam telefon oraz portfel i zamknęłam drzwi na klucz. Po dwudziestu minutach doszłam do celu, a mianowicie do restauracji "The Family Guy". W środku było może z piętnaście osób. Nie wiem czemu, ale zawsze jak byłam w jakimś miejscu publicznym, to wydawało mi się, że wszyscy się na mnie patrzą. Jakaś schiza.
Podeszłam do lady, żeby złożyć zamówienie u ciemnowłosego kelnera z kolczykiem w brwi.
- Poproszę Spaghetti Bolognese. - powiedziałam. Nagle poczułam, ze ktoś za mną stoi i oddycha mi na ramię. Pachniał męskim dezodorantem.
- A ja poproszę to samo. Czy ta pani też jest w karcie? - powiedział chłopak w bandanie, o lokowanych włosach w kolorze ciemnego blondu i podartej specjalnie bluzce z Led Zeppelin. Patrzył na mnie z uśmieszkiem na twarzy.
- Przepraszam, ale gdybyś nie zauważył to ja składam zamówienie. - zwróciłam uwagę i odwróciłam się do kelnera.
- Zauważyłem. I zauważyłem jeszcze, że jesteś bardzo ładna. - uśmiechnął się i pokazał rząd śnieżnobiałych zębów.
- A ja zauważyłam, że jesteś bardzo chamski. - gotowałam się w środku.
- Na serio? Jestem przystojny, inteligentny, zabawny, utalentowany, pociągający, ale żeby chamski? Nie wydaję mi się. - zaczął wyliczać swoje (niby) zalety na palcach. Nawiasem mówiąc miał bardzo duże dłonie.
- Tak, do tego skromny. - powiedziałam sarkastycznie. Co za arogancki typek. Nie miałam ochoty dłużej z nim rozmawiać i odeszłam z talerzem Spaghetti do najdalej postawionego stolika. "Pan Idealny" cały czas się mi przyglądał. Tak, muszę przyznać, że był przystojny, ale chamstwem waliło od niego na kilometr. nagle zauważyłam, że idzie w moim kierunku. Przylepił się jak rzep psiego ogona.
- Mogę się do ciebie dosiąść? Wszystkie stoliki zajęte, a ja nie będę jadł w toalecie. - miał minkę zbitego szczeniaka. Poza tym, gdybym się nie zgodziła to i tak by się dosiadł. Oczywiście pomijając fakt, że co najwyżej cztery stoliki były zajęte.
- Jeśli się nie zgodzę to i tak tu usiądziesz, prawda?
- Znamy się od pół godziny,a ty już czytasz w moich myślach. - postawił talerz na blacie, usiadł i poprawił bandanę.
- Słuchaj, chciałabym w spokoju zjeść obiad, więc jeśli musisz tu być, to chociaż bądź cicho. - tak, teraz to ja byłam trochę chamska, ale miałam go po dziurki w nosie.
- Dobrze, ale chociaż powiedz mi jak masz na imię. - zaczął nawijać długi makaron na widelec.
- Jestem Lily. - nie mówiłam nic więcej, bo po co. Kogo obchodziła moja przeszłość? Nawet ja chciałam o niej zapomnieć.
- Ashton Irwin, miło mi Lily. - szczerze się uśmiechnął i podał mi rękę. Kiedy odwzajemniłam uścisk zachichotał i wrócił do jedzenia. Głupio się czułam, patrząc jak chłopak wciąga niechlujnie makaron do buzi. Postanowiłam wymyślić jakiś pretekst, żeby odejść od stolika.
- Muszę do toalety, popilnujesz mi telefon i portfel? - po chwili stwierdziłam, że to co powiedziałam było idiotyczne i zabrzmiało jak przyjacielska prośba, ale cóż.
- Jasne. - opowiedział spode łba.
Kiedy wyszłam z toalety, spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że pora wracać do domu. W końcu uwolnię się od Irwina.
- Wiesz, ja już muszę iść. - zabrałam moje rzeczy i zapłaciłam za danie. Gemma miała racje, było naprawdę przepyszne. Chyba częściej będę tu wpadać.
- O... W takim razie do zobaczenia Lily. - w głębi serca miałam nadzieję, że drugi raz go nie spotkam, ale uśmiechnęłam się, żeby się cieszył głupek jeden. W końcu ja też mam serce i uczucia.



Wróciłam do mieszkania. Gemmy jeszcze nie było i pewnie nie będzie jeszcze dobre trzy godziny, więc zaparzyłam herbatę i obejrzałam jakieś durne i bezsensowne programy i poszłam zrobić sobie ciepłą kąpiel w wannie. Takie wieczory lubiłam najbardziej. Podczas kąpieli czułam się jak nowo narodzona.
Po godzinnym relaksie wyszłam z wanny, ubrałam pidżamę i rozczesałam włosy.
Zauważyłam, że przyszedł do mnie sms. Odblokowałam telefon i przeczytałam treść wiadomości. Było napisane:

"Dobranoc i miłych snów Lily :)"
Ashton

niedziela, 29 marca 2015

Prolog

Od trzynastego roku życia marzyłam, by wyjechać. Nie ważne gdzie, ważne, że daleko. Nic mnie tu nie trzymało. Rodzina, przyjaciele, szkoła, dom - to nie miało znaczenia.
Pragnęłam tylko ucieczki. Ucieczki do lepszego, bardziej tolerancyjnego świata. Tolerancja - na tym mi najbardziej zależało. W szkole zawsze byłam inna.
Lubiłam inne rzeczy niż wszyscy. Czułam się po prostu niechciana, nielubiana i gorsza. Kiedy inni spotykali się po lekcjach, rozmawiali, śmiali się, ja siedziałam zamknięta w pokoju, skupiona na nauce. Jedyną rozrywką było dla mnie słuchanie muzyki.
W przeddzień moich upragnionych osiemnastych urodzin zastanawiałam się jeszcze, gdzie zacząć nowe życie.
Padło na Los Angeles. Miałam zapewnione mieszkanie, bo moja kuzynka od dwóch lat tam mieszkała. Wszystko było już załatwione - bilet na samolot, spakowane walizki, wypis ze szkoły.
Byłam gotowa. Gotowa na swój amerykański sen...






Hej! Prolog już na nami. Mam nadzieję, że się spodobało :)), a jeśli tak zostawcie komentarze. One mega motywują ;**