sobota, 11 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ I

Los Angeles. Minął już tydzień, od kiedy tu przyjechałam. zamieszkałam z Gemmą, zapoznałam się z okolicą i znalazłam pracę - byłam sprzedawczynią w sklepie z płytami. Fajna fucha. Zawsze lubiłam grzebać w szafkach i znajdować jakieś fajne stare płyty z cudowna muzyką.
Gemma jest świetną współlokatorką. O nic się nie czepiała i dawała mi wolną rękę. Pierwszy raz w życiu nikt nie truł mi tyłka i przypominał o takich rzeczach jak lekcje czy posprzątanie w pokoju.



Obudziłam się dosyć wcześnie, jak na mnie, bo rzadko wstaję z łóżka o ósmej rano. Chwile poleżałam i podeszłam do szafy wybrać jakieś ubrania na dzisiaj. Zdecydowałam się na czarne rurki i luźny T-shirt z AC/DC. Do tego glany i rozpuszczone włosy.
Zeszłam na dół do kuchni, żeby zjeść śniadanie. Na moje szczęście Gemma wstała wcześniej i wzięła się za smażenie pysznych naleśników.
- Dzień dobry. - powiedziałam do dziewczyny stojącej tyłem i w pełni pochłoniętej swoją pracą.
- Cześć. Wstałaś już? To do ciebie nie podobne, śpiochu.
- Tez jestem zdziwiona tym wydarzeniem. - odpowiedziałam z lekkim sarkazmem.
- Dobra, siadaj już. Śniadanie gotowe. Nie chcę się przechwalać, ale naleśniki wyszły wyborne.
- Już, już. Tak poza tym, naleśniki zawsze są przepyszne. - nalałam do szklanki sok pomarańczowy i usiadłam na przeciwko Gemmy.
- Ranisz moje uczucia. - powiedziała z udawanym smutkiem na twarzy.
- Oj wiem, ale kogoś muszę czasami pownerwiać. - próbowałam się tłumaczyć.
- Co mnie podkusiło, żeby cię do mnie zapraszać... - powiedziała zrezygnowanym głosem. - Masz na dzisiaj jakieś plany?
- Pracuję do trzynastej, a potem chyba pójdę na miasto. - chciałam odwiedzić pewną restaurację, bo podobno serwowali tam świetne Spaghetti. A ja kocham Spaghetti.
- Mnie nie będzie, tak około do dwudziestej trzeciej, bo muszę załatwić parę spraw za miastem. - powiedziała smarując naleśnika dżemem.
- Poradzę sobie, bez obaw.



Siedziałam w pracy już trzy godziny. Miałam zmianę z dziewczyna o imieniu Halsey. Przez te kilka dni zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić i można powiedzieć, że to była moja przyjaciółka. Okazała się naprawdę fajną i miła osobą z mocnym charakterem.
- Może chciałabyś pójść ze mną do tej restauracji na rogu? - zapytałam Halsey.
- Sory, ale dziś nie mogę. Może innym razem. - odrzuciła włosy na plecy i spojrzała na mnie przepraszająco.
- Spoko rozumiem. - będę musiała iść sama.
- Kiedyś ci to wynagrodzę kochana. - odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna.
- Trzymam cię za słowo. - puściłam do niej oczko.



Wróciłam do mieszkania. W drzwi wetchnięta była ulotka z napisem: "najlepsze maseczki liftingujące w kraju!". Jak na razie nie potrzebuje ich używać, więc wyrzuciłam świstek papieru do kosza.
Rozczesałam włosy i przejechałam po ustach czerwona szminką. Jestem gotowa do wyjścia - powiedziałam sama do siebie.
Wzięłam telefon oraz portfel i zamknęłam drzwi na klucz. Po dwudziestu minutach doszłam do celu, a mianowicie do restauracji "The Family Guy". W środku było może z piętnaście osób. Nie wiem czemu, ale zawsze jak byłam w jakimś miejscu publicznym, to wydawało mi się, że wszyscy się na mnie patrzą. Jakaś schiza.
Podeszłam do lady, żeby złożyć zamówienie u ciemnowłosego kelnera z kolczykiem w brwi.
- Poproszę Spaghetti Bolognese. - powiedziałam. Nagle poczułam, ze ktoś za mną stoi i oddycha mi na ramię. Pachniał męskim dezodorantem.
- A ja poproszę to samo. Czy ta pani też jest w karcie? - powiedział chłopak w bandanie, o lokowanych włosach w kolorze ciemnego blondu i podartej specjalnie bluzce z Led Zeppelin. Patrzył na mnie z uśmieszkiem na twarzy.
- Przepraszam, ale gdybyś nie zauważył to ja składam zamówienie. - zwróciłam uwagę i odwróciłam się do kelnera.
- Zauważyłem. I zauważyłem jeszcze, że jesteś bardzo ładna. - uśmiechnął się i pokazał rząd śnieżnobiałych zębów.
- A ja zauważyłam, że jesteś bardzo chamski. - gotowałam się w środku.
- Na serio? Jestem przystojny, inteligentny, zabawny, utalentowany, pociągający, ale żeby chamski? Nie wydaję mi się. - zaczął wyliczać swoje (niby) zalety na palcach. Nawiasem mówiąc miał bardzo duże dłonie.
- Tak, do tego skromny. - powiedziałam sarkastycznie. Co za arogancki typek. Nie miałam ochoty dłużej z nim rozmawiać i odeszłam z talerzem Spaghetti do najdalej postawionego stolika. "Pan Idealny" cały czas się mi przyglądał. Tak, muszę przyznać, że był przystojny, ale chamstwem waliło od niego na kilometr. nagle zauważyłam, że idzie w moim kierunku. Przylepił się jak rzep psiego ogona.
- Mogę się do ciebie dosiąść? Wszystkie stoliki zajęte, a ja nie będę jadł w toalecie. - miał minkę zbitego szczeniaka. Poza tym, gdybym się nie zgodziła to i tak by się dosiadł. Oczywiście pomijając fakt, że co najwyżej cztery stoliki były zajęte.
- Jeśli się nie zgodzę to i tak tu usiądziesz, prawda?
- Znamy się od pół godziny,a ty już czytasz w moich myślach. - postawił talerz na blacie, usiadł i poprawił bandanę.
- Słuchaj, chciałabym w spokoju zjeść obiad, więc jeśli musisz tu być, to chociaż bądź cicho. - tak, teraz to ja byłam trochę chamska, ale miałam go po dziurki w nosie.
- Dobrze, ale chociaż powiedz mi jak masz na imię. - zaczął nawijać długi makaron na widelec.
- Jestem Lily. - nie mówiłam nic więcej, bo po co. Kogo obchodziła moja przeszłość? Nawet ja chciałam o niej zapomnieć.
- Ashton Irwin, miło mi Lily. - szczerze się uśmiechnął i podał mi rękę. Kiedy odwzajemniłam uścisk zachichotał i wrócił do jedzenia. Głupio się czułam, patrząc jak chłopak wciąga niechlujnie makaron do buzi. Postanowiłam wymyślić jakiś pretekst, żeby odejść od stolika.
- Muszę do toalety, popilnujesz mi telefon i portfel? - po chwili stwierdziłam, że to co powiedziałam było idiotyczne i zabrzmiało jak przyjacielska prośba, ale cóż.
- Jasne. - opowiedział spode łba.
Kiedy wyszłam z toalety, spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że pora wracać do domu. W końcu uwolnię się od Irwina.
- Wiesz, ja już muszę iść. - zabrałam moje rzeczy i zapłaciłam za danie. Gemma miała racje, było naprawdę przepyszne. Chyba częściej będę tu wpadać.
- O... W takim razie do zobaczenia Lily. - w głębi serca miałam nadzieję, że drugi raz go nie spotkam, ale uśmiechnęłam się, żeby się cieszył głupek jeden. W końcu ja też mam serce i uczucia.



Wróciłam do mieszkania. Gemmy jeszcze nie było i pewnie nie będzie jeszcze dobre trzy godziny, więc zaparzyłam herbatę i obejrzałam jakieś durne i bezsensowne programy i poszłam zrobić sobie ciepłą kąpiel w wannie. Takie wieczory lubiłam najbardziej. Podczas kąpieli czułam się jak nowo narodzona.
Po godzinnym relaksie wyszłam z wanny, ubrałam pidżamę i rozczesałam włosy.
Zauważyłam, że przyszedł do mnie sms. Odblokowałam telefon i przeczytałam treść wiadomości. Było napisane:

"Dobranoc i miłych snów Lily :)"
Ashton

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz